9 marca 2016 roku sześcioro uczniów klasy 4b odwiedziło prababcię swojego kolegi Krystiana - p. Janinę Swancar, która dzieciństwo, młodość i całą II wojnę światową spędziła w wiosce Pojana Micului w Rumunii.
Pani Janina urodziła się 24 lutego 1926 roku i pamięta czasy, kiedy do Pojany na wakacje przyjeżdżali Polacy. Jednak najbardziej w pamięci p. Janiny utkwiło wydarzenie z 1 maja 1944 roku, kiedy to Niemcy spalili całą wioskę.
Wspomnienia Pani Janiny:
Urodziłam się 24 lutego 1926 roku w Rumunii we wsi Pojana Micului.
Chodziłam do szkoły, gdzie mieliśmy jedną godzinę języka polskiego w tygodniu. Rodzice opłacali nam nauczyciela języka polskiego. Pamiętam jak chodziłam z listą od domu do domu i zbierałam opłatę na te lekcje. Pozostałe lekcje były po rumuńsku. W klasie rozmawialiśmy po rumuńsku a na przerwach używaliśmy swojej gwary.
Przed wybuchem II wojny światowej do Pojany na wakacje przyjeżdżali Polacy z całej Polski – z Warszawy, ze Lwowa, z Wilna, z Lublina. Nasza okolica była bardzo ładna – górzysty teren z rzeką i ze stawem, gdzie było piękne kąpielisko. Wczasowicze mieszkali w domach u mieszkańców Pojany.
Bardzo dobrze pamiętam sytuację z pierwszego maja 1944 roku, kiedy to Niemcy spalili całą naszą wioskę. Miejscowi Niemcy ostrzegli nas, że nasza wioska będzie spalona. Do takiej sytuacji doszło, bo jedna Niemka, żona leśniczego (Rumuna) doniosła do Niemców, że jeden z Polaków zamordował kilku Niemców. Chcieli nas spalić żywcem. Gdy dowiedzieliśmy się o tym, to wszyscy uciekali – zabraliśmy co się dało, tylko najpotrzebniejsze rzeczy i zwierzęta. Gdy szliśmy pod górę do lasu, to już widzieliśmy jak płonie nasza wioska. Każdy dom palił się, bardzo dobrze to pamiętam. Nasza sąsiadka weszła na górę i w rozpaczy krzyczała „Najsłodsze serce Jezusa, a Ty nie widzisz co się dzieje?” Szliśmy i płakaliśmy. Tydzień spędziliśmy w lesie, ale niektórzy z młodych już schodzili do zgliszcz wioski i tam dogadali się z tam już stacjonującą Armią Czerwoną, że wrócimy do wioski. Niestety weszło rozporządzenie, że nie mogliśmy wrócić, ponieważ blisko wioski przebiegała linia frontu - z jednej strony góry byli Niemcy a z drugiej Armia Czerwona. Musieliśmy odejść co najmniej 12 kilometrów od frontu. My poszliśmy nawet dalej – 60 kilometrów, ponieważ tam nasza znajoma miała rodzinę. We wiosce mieszkali Rumuni i Polacy. Moja rodzina osiedliła się w majątku przy ruchliwej drodze. Widzieliśmy jak Rosjanie całymi nocami wywozili z Rumunii konie, krowy, owce, wszystko co się dało. Jak Armia Czerwona już wyjechała, to poszliśmy dalej, do mamy mojego taty i tam zamieszkaliśmy. W jednym pokoju mieszkały trzy rodziny! Później wróciliśmy na swoje do Pojany – była tam murowana piwnica i tam dobudowaliśmy mieszkanie. A obok piwnicy wybudowaliśmy kuchnię i pokój i mieszkałam tam do 1947 roku, kiedy to przyjechałam do Polski.
Na Dolny Śląsk przyjechaliśmy w marcu 1947 roku w wagonach towarowych z całym dobytkiem. Najpierw mieszkaliśmy w Stoszowie. Później przeprowadziliśmy się na ul. Wiejską do Dzierżoniowa, do domu, w którym wcześniej mieszkali Rosjanie. 23 maja 1947 roku wyszłam za mąż. Później przeprowadziliśmy się na ul. Wojska Polskiego do starego poniemieckiego domu i mieszkam tutaj do dnia dzisiejszego.
Pani Janina pokazała nam pamiątkowe zdjęcia jeszcze z Pojany jak i czasów powojennych w Dzierżoniowie.
Zdjęcie z około 1920 roku, członkowie rodziny p. Janiny w tradycyjnych strojach górali czadeckich:
Zespól POJANA:
Pani Janina z mężem, rok 1948, Dolny Śląsk:
Podczas zbiorów lnu w Dzierżoniowie:
Z mężem:
Widok na Pojanę Micului przed II wojną światową:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz